Broken Songs w PracoVni

Znowu to zrobię. Zaśpiewam.

20. października wyjdę na scenę w PracoVni na warszawskim Żoliborzu. Chcę do repertuaru z Broken Songs dołączyć coś nowego… w ogóle te piosenki ewoluują, na koncercie idą w zupełnie inną stronę niż na płycie. I tak jest dobrze.

Płyta jest tu: https://sluchaj.bandcamp.com

20.10.2022, M. Broken Songs, PracoVnia Art Club, Waw

Będzie głośno…

Zagram dziś o 20:00 w Pogłosie z Jack Saint. Dobry punk, trochę rockandrollla, głośno i brudno. Zaśpiewam dwa swoje numery, dołączę do Świętych w kilku ich rzeczach. Zapraszam!

2.07.2022, 20:00, Jack Saint feat. M, Pogłos, WAW.

M. Broken Songs – nowa płyta!

Jestem M, i od kilku dni jest już dostępna moja nowa płyta. Ta najbardziej osobista, z piosenkami. 15 utworów, a w każdym opowieść, którą bardzo chciałem zaśpiewać. Debiutuję jako singer-songwriter. I naprawdę mi z tym dobrze, wiesz?

Ja śpiewam, zagrałem na gitarach, instrumentach perkusyjnych i na harmonijce. Steve Swell zagrał na puzonie, Ben Stapp na tubie, Fred Lonberg-Holm i Marco Colonna na saksofonie i na flecie. Nagrywaliśmy w naszych domowych studiach, a całość zmiksował mistrz Grzegorz Piwkowski. Płyta ukazała się nakładem Fundacji Słuchaj! i można ją kupić na fundacyjnym Bandcampie.

Jeśli chcesz posłuchać moich piosenek na żywo, przyjdź 25.06 do warszawskiego Składu Butelek. O 20:30 zagram ten materiał – tak jak lubię, w małej sali, w półmroku…

Broken Songs

Singer-songwriter? Na to wychodzi. Wczoraj po raz pierwszy, na zamkniętym koncercie dla zaproszonych gości, zaśpiewałem swoje piosenki. Zawsze chciałem to zrobić…

Płyta – M, Broken Songs – już się tłoczy, następne koncerty niebawem!

M. Broken Songs Live.

Muzykoterapia

Świat jest chory. Coś poszło bardzo, ale to bardzo nie tak.

Nie, nie uzdrowię świata. Ale spróbuję zrobić coś innego. Zagram. Tak spokojnie, jakbym prowadził muzykoterapię. Przyjdź, posłuchaj. Odpocznij, uspokój się. Może choć przez chwilę będzie OK.

Marcin Olak Solo, 29.04, 20:00 @ Skład Butelek (11 Listopada 22, WAW). Bilety po 15PLN

Marcin Olak Solo, Muzykotapia @ Skład Butelek, 29.04.2022

Brakuje mi słów…

Ta bezsensowna, niczym nie uzasadniona agresja Rosji skierowana przeciwko Ukrainie. I to bohaterstwo – ale i cierpienie – ludzi, którzy bronią swoich domów, swojego życia… Brakuje mi słów, brakuje mi dźwięków. Całym sercem jestem z Ukrainą!

…i niech ktoś powstrzyma tego szaleńca, oby jak najszybciej!

Idę grać

Wiesz? Pandemia odbiera siły, czasem po prostu nie chce się ćwiczyć… Dlatego taki ważny jest każdy koncert. Jest świętem, wiesz? I dlatego cieszę się na wszystkie, które zagram. Najbliższy, na którym usłyszysz moje autorskie rzeczy, to moje solo w Składzie Butelek.

Zagram 19.02, w sobotę, o 20:00. Chcę tym razem skupić się na trochę innym zestawie tematów i pomysłów, szykuję nowe rzeczy na płytę mojego tria, chcę zacząć to ogrywać. A taka sytuacja grania solo jest fajna, pozwala usłyszeć te dźwięki w wyjątkowy sposób, w taki, jaki ja je słyszę, kiedy piszę tę muzykę.

Marcin Olak Solo, 19.02, 20:00 @ Skład Butelek (11 Listopada 22, WAW). Bilety 15PLN.

Przyjdź, posłuchaj, jeśli masz ochotę.

Mój solowy materiał jest nagrany, możesz posłuchać lub kupić na moim Bandcampie. Zajrzyj tam, proszę. Bandcamp to wyjątkowa platforma dystrybucji muzyki, jest fair wobec artystów!

Solo w Składzie Butelek

Skład Butelek to takie magiczne miejsce na warszawskiej Pradze, w którym co jakiś czas będę grał swoje solowe sety. Każdy nieprzewidywalny, każdy inny, bo to przecież muzyka improwizowana.

Najbliższy zagram już 19. listopada, o 20:00. Przyjdź, jeśli masz ochotę.

Nie dziś

Ten tekst pisałem z myślą o Jazzarium, ale uznałem, że będzie lepiej, jeśli opublikuję go tutaj. To bardzo osobista wypowiedź, niemająca nic wspólnego z muzyką improwizowaną, niepasująca do profilu portalu. Ale to dla mnie bardzo ważne, chciałem to powiedzieć.

Przepraszam, nie jestem w stanie pisać o niczym innym. 

Na naszej wschodniej granicy umierają ludzie. Uchodźcy. Wprowadzony stan wyjątkowy służy wyłącznie temu, żeby odciąć ich od kontaktu z kimkolwiek, więc nikt nie przyniesie im nic do jedzenia, żadnych leków, ciepłych ubrań. Nikt. Nic. Nie ma tam żadnych dziennikarzy, lekarzy, organizacji pomocowych. Straż graniczna zawraca każdego, bo stan wyjątkowy, bo rozkaz. A ci ludzie umierają. Jeden po drugim. Bo czyjeś idiotyczne, polityczne gierki, bo ktoś za wszelką cenę chce mieć rację… Coż, jeśli jakiś polityk broni swojej racji za wszelką cenę, to zazwyczaj można być pewnym jednego. Ktoś inny płaci. 

Tym razem płacą uchodźcy. Życiem.

Tak dla porządku: oczywiście można dyskutować o tym czy ich przyjąć, czy izolować,czy przesłać gdzieś dalej; taka dyskusja pewnie jest potrzebna – ale można ją zacząć dopiero wtedy, gdy udzieli się tym ludziom pomocy. Gdy ich życie nie będzie zagrożone. Bo to są ludzie.

Tak, mam kilka płyt do opisania – ale przepraszam, dziś jakoś muzyka mnie nie cieszy, nie wciąga, nie inspiruje.

Dziś nie napiszę nic więcej.

Dziś nie.

Call My By Your Name

Właśnie wróciłem z trasy, co za miła odmiana po pandemii! Grałem z Sinfoniettą Cracovią, to były pokazy oskarowego filmu „Call Me By Your Name” z muzyką na żywo. I cztery duże sale – Torwar (WAW), ICE (KRA), NFM (WRO) i Sala Ziemi (POZ). Fajnie.

Sale wypełnione mniej więcej w połowie, organizator chyba zabezpieczył się na wypadek wprowadzenia obostrzeń pandemicznych, że gdyby trzeba do niepełnej sali, to jakby co, to my jesteśmy OK. W Krakowie i we Wrocławiu graliśmy po dwa koncerty, choć chyba publiczność spokojnie zmieściłaby się na jednym. Tak było chyba bezpieczniej, choć na drugim byłem już po prostu zmęczony.

Film smutny, cholernie smutny – o beznadziei, o miłości już na starcie skazanej na porażkę, o rozczarowaniu, bólu i stracie. To jeden z pierwszych filmów o relacji gejowskiej, dobrze, że wciąż jest pokazywany. Od drugiego pokazu starałem się nie oglądać zbyt uważnie, ta beznadzieja była zbyt dojmująca, zbyt prawdziwa.

Samo granie OK, Sinfonietta w świetnej formie, fajni soliści. Cieszę się, że gram, że znowu jeżdzę, że udało mi się nie zmienić pracy. Choć smutek i niepewność i tak wiszą nad głową – bo sale zapełnione do połowy, bo nie wiadomo co będzie, bo wszystko się zmienia, bo ta beznadzieja z filmu jakoś mi pasuje do rzeczywistości…